FB

piątek, 15 marca 2013

Kolejny zabieg kwasu kawowego już za mną. Dziś wybiła trzecia doba. Twarz od wczoraj mocno złuszczona, ściągnięta i nieco wysuszona. Patrząc z bliska wygląda nie za ciekawie, ale to kwestia kilku dni i całkiem się wygładzi, także warto się poświęcić. Natomiast dekolt nie przejawia póki co większych przejawów, jak za każdym razem łuszczenie pewnie pojawi się w miarę upływu piątej,szóstej doby po wykonanym zabiegu. Co udało mi się w ostatnim czasie zaobserwować? zawsze kiedy dłonią dotknęłam skóry w okolicach bocznej, dolnej części twarzy wyczuwalne były bruzdy, nierówności i uwypuklenia a teraz praktycznie wcale nie są namacalne wszelkie niedoskonałości, co za tym idzie efekt wizualny tej okolicy został w dużym stopniu poprawiony. Śmiało mogę stwierdzić, że zabiegi kwasami sprawiły, że koloryt twarzy został w dużym stopniu ujednolicony. Podczas robienia zdjęć na twarzy zawsze były uwidocznione wszelkie plamki czy innego rodzaju przebarwienia, a teraz już nie muszę zmagać się z tym problemem. Co najważniejsze skóra zawsze już teraz wygląda świeżo bez zależności czy mam nałożony puder, podkład skóra i tak dobrze wygląda. Także oby tylko tak dalej! Do lata  już niewiele zostało, a dzięki zabiegom na twarz nawet nad wodą gdzie makijaż raczej nie jest wskazany twarz będzie w dobrej kondycji wizualnej :)



Pozdrawiam,
Sabina

wtorek, 19 lutego 2013

Po ostatnim zabiegu kwasami pierwszymi objawami jakie się pojawiły był rumień a po tygodniu zaczęła dość mocno łuszczyć się cała skóra na dekolcie. Trwało to kilka dni po czym się ujednoliciło. Tymczasem przyszedł czas na kolejny zabieg w salonie Kamajo. Tym razem 15% kwas kawowy został również nałożony na boki twarzy, policzki i brodę oraz jak za pierwszym razem na dekolt. Z twarzy już po niecałych dwóch dniach  zaczęła dość mocno schodzić skóra, niemalże płatami, stan porównywalny do tego w lato, kiedy za mocno naświetlę słonieczkiem buzie:) Dekolt na razie stał się nieco "matowy" i przypuszczalnie za 2,3 dni zacznie się łuszczyć jak i poprzednim razem. Na resztę część twarzy Pani Kamila nałożyła witaminę C która rozjaśnia, stymuluje procesy naprawcze naskórka oraz działa silnie antyoksydacyjnie. Kwas dobrze sprawdza się przy bliznach na które ja stosuję oraz przy rozstępach, oczywiście wiadomo że zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku niezbędny jest czas i seria zabiegów do osiągnięcia oczekiwanych efektów. Aczkolwiek warto wygładzenie skóry jakie pojawia się po kilku zabiegach kwasami Sesderma jest w żadnym stopniu nie porównywalne do działania farmakologii, którą latami stosowałam, a efektów jak nie było widać tak nie było.. Oczywiście wiadomo, że efekty zależne są od stanu w jakim jest skóra i jest to sprawa w zupełności indywidualna, ale warto było czekać! :) Teraz poza koniecznością robienia kresek zwykłą kredką które i tak nigdy mi nie wychodziły również nie czuję już potrzeby używania korektorów punktowych do twarzy na wszelkie niedoskonałości których kiedyś nie brakowało. Twarz bez tego wygląda całkiem dobrze i zawsze świeżo a koloryt jest już niemalże całkiem wyrównany!



Pozdrawiam,
Sabina

czwartek, 24 stycznia 2013

Dzień dwieście pięćdziesiąty

Cudowne uczucie wstając rano, spoglądając w lustro,a tam na twarzy już gotowy makijaż, coś pięknego! Tylko rzęsy tuszem podkreślić i gotów do wyjścia :) a do tego zawsze perfekcyjnie i równo zrobiona kreska pod i nad okiem! Przy tym szybkim tempie życia odpowiednie rozwiązanie.
Wczoraj byłam też na kolejnym zabiegu w Kamajo na kwasach. Na twarz nałożone były te co zwykle, jednak na okolice dekoltu po raz pierwszy został nałożony jeden z najmocniejszych kwasów. Reakcji zaraz po zabiegu nie było, jednak dziś pojawił się lekki czerwonawy rumień w miejscu gdzie był nałożony kwas i skóra kolorystycznie całkiem się ujednoliciła. Także pewnie za kilka dni dopiero będę w stanie stwierdzić jaki pojawił się efekt. Jednak po ostatnim czyszczeniu manualnym skóra twarzy w stanie idealnym. Jedynie utrzymują się niewielkie niedoskonałości, które wynikają z co dwutygodniowego drażnienia kwasami.Po zakończonej kuracji koloryt zostanie całkiem wyrównany i lekkie podrażnienia całkiem znikną. Teraz dopiero jestem w stanie stwierdzić, że seria zabiegów kwasami przynosi olbrzymie efekty. Po pierwszych skóra staje się gładsza, delikatniejsza, jednak jeśli chce się uzyskać efekt czystej skóry twarz to potrzebna jest dłuższa seria. Dzięki temu efekty widoczne są gołym okiem. Moje blizny były dość głębokie, ale w końcu zaczynają się "zatracać". Na takie efekty czekałam z wielką niecierpliwością od kilku miesięcy, ale teraz mogę śmiało powiedzieć, że jestem zachwycona efektami jakie udało się osiągnąć :-)




Pozdrawiam,
Sabina

wtorek, 8 stycznia 2013

Dzień dwieście trzydziesty trzeci

Dzień po makijażu permanentnym samopoczucie całkiem niezłe. Powieki był lekko opuchnięte, przy sporym  przymrużeniu pojawiała się maleńka tkliwość, ale poza tym bez innych dolegliwości. Specjalna maść, którą otrzymałam nawilży skórę w okolicy oka. W poniedziałek opuchlizna niemalże całkiem zeszła i jedynie przy mocnym zaciśnięciu oka była powieka odczuwalna,a dziś? - swędzi:) skóra wraca więc do pełnej regeneracji, ale warto było! Pogoda za oknem bije po oczach i zwykle po powrocie do domu byłabym już cała rozmazana, a teraz już nie mam tego problemu, makijaż permanentny nie spłynie z twarzy, nawet w niepogodę;-)
Dziś również kolejna wizyta w Kamajo tym razem na oczyszczaniu twarzy z pielęgnacją. Po wejściu do gabinetu pierwsze na co Pani Kamila zwróciła uwagę była moja twarz, która sprawiała wrażenie dobrze położonego podkładu. Jednak ku Jej zdziwieniu na policzkach był jedynie poranny mus i resztki pudru w niemalże nikłych ilościach. Tak więc okazuje się, że wizualnie cera jest już prawie całkiem ujednolicona! Kwasy z zabiegu na zabieg dają coraz to lepsze rezultaty. Podczas dzisiejszej wizyty został wykonany najpierw peeling enzymatyczny,po czym kolejno maska rozpulchniająca z wapozonem. Później czyszczenie manualne niedoskonałości, które po serii kwasów połączonych z mikrodermabrazją dość mocno się odsłoniły i były zdecydowanie łatwiejsze do wyeliminowania. Po ręcznym czyszczeniu już w ramach przyjemności maseczka z błękitną glinką o działaniu antybakteryjnym, ściągająca pory oraz bardzo mocno niwelująca zaczerwienienie. Na to Pani Kamila nałożyła specjalny kompres który zapobiegł nadmiernemu "ściągnięciu" żeby nie doszło do żadnych podrażnień wrażliwej skóry twarzy. Na koniec pozostała najprzyjemniejsza część zabiegu płat kolagenowy z koloidalnym złotem który działa naprawczo, nawilżająco i liftingująco. Podczas 20 minutowego seansu wchłaniania się "maski" pojawiło się bardzo przyjemne odczucia delikatnego ochłodzenia twarzy oraz ukojenia, co po zabiegu manualnego czyszczenia jest wręcz wskazane! Poza tym dobry kwadrans odpoczynku po całym ciężkim dniu, przy muzyce relaksującej okazał się bezcenny! Do tego już na samym końcu serum normalizujące oraz krem ochronny do cery tłustej. Teraz po kilku godzinach na twarzy nie ma żadnych czerwonych śladów, także maseczki rewelacyjnie spełniły swoje zadanie,a skóra wydaję się być czystsza i nieco bardziej rozświetlona.



Pozdrawiam,
Sabina

sobota, 5 stycznia 2013

Dzień dwieście trzydziesty

Z Nowym Rokiem nowe zmiany. Przyszedł w końcu czas by zadbać o to, na co nigdy jakoś specjalnie nie zwracałam uwagi czyli o idealnie wykończony makijaż. Jak wspominałam w ostatnich postach przez ostatnie miesiące cały czas pracowałam nad tym aby ujednolicić, wygładzić oraz doprowadzić do maksymalnego spłycenia blizn twarz i w dużym stopniu zostało to już osiągnięte. Buzia jest już na bardzo wysoko zadowalającym poziomie więc czas na make up. Nigdy nie potrafiłam zrobić sobie prostej "kreski" która idealnie wkomponowałaby się w resztę makijażu, jeśli już taka się udała to tylko na jednym oku, a na drugim oczywiście była za gruba za cienka lub pod złym kątem namalowana. Od zawsze marzyłam o tym by zrobić sobie makijaż permanentny jednak zawsze bałam się tego, że ktoś zrobi mi na twarzy coś w rodzaju tatuażu który w miarę upływu lat, a tym samym zmiany jędrności  skóry  straci swój urok, kształt i będzie bardziej oszpecał niż zdobił twarz. Co się jednak okazuje?-nic bardziej mylnego! Makijaż permanentny to zabieg, który ma na celu podkreślenie urody, a tym samym ukazanie jej naturalności. Dzięki niemu twarz zawsze dobrze wygląda, bez widocznie odznaczającego się pomalowania. Te cieniuteńkie kreseczki na powiece i pod nią sprawiają, że twarz staje się nieco bardziej wyrazista. Co w tym wszystkim najważniejsze, pigment który wstrzykiwany jest do skóry nie pozostaje w niej na zawsze(czyli nie jest tym wiecznym tatuażem który po nastu latach zaczyna zmieniać kształt przy pojawieniu się pierwszych widocznych zmarszczek;)tylko po kilku latach zaczyna "znikać". Można go wtedy ponownie uzupełnić albo zaczekać aż całkowicie wyblednie. Plusem tego jest również to, że można wtedy według uznania zmienić nieco jego kształt czy grubość co utrzyma się kilka kolejnych lat. Na pewno jest też rozwiązaniem dla osób leniwych, którym nie chce się codziennie(bądź też ciężko każdego poranka na organizację czasu na to)poświęcać ileś czasu na zrobienie perfekcyjnego makijażu, żeby naprawdę dobrze wyglądać. Estetyczne wykonanie kresek sprawia zawsze wrażenie świeżo wyglądającej twarzy bez specjalnego upiększania. Tak więc w moim przypadku rozwiązanie idealne, zwłaszcza, że mam dość jasną otoczkę oka oraz bardzo rzadkie rzęski. Wystarczy teraz tylko nałożyć tusz i oko już będzie ładnie podkreślone. Co bardzo istotne nie będę już musiała cudować z elajnerem, kredkami czy cieniami żeby zaznaczyć kontur oka :)
No tak, ale oczywiście krąży wokół makijażu permanentnego również mit bólu nie do zniesienia. Pewnie byłoby tak gdyby był on wykonany bez znieczulenia. Jednak po zastosowaniu żelu znieczulającego, który nakładany jest tuż przed zabiegiem, odczuwa się wrażenie swędzenia, łaskotania okolic oka. Zawsze kiedy długo nie używa się kredki pod dolną powiekę i po dłuższym czasie zaczyna się nią malować pojawia się dziwne wrażenie "smyrania" i jest ono bardzo porównywalne do tego, które odczuwa się podczas nakładania pigmentu. Największe dyskomfort pojawia się dopiero z końcówką zabiegu gdzie jest już dość spora wrażliwość danego miejsca i siłą rzeczy jest to wtedy bardziej odczuwalne, ale spokojnie do wytrzymania. Jak dla mnie bardziej bolesny jest zabieg regulacji brwi z racji dużej nadwrażliwości w tej okolicy. Jednak jak wiadomo odczuwanie bólu uzależnione jest od indywidualnego progu odczuwania.
Za jakieś dwa, trzy tygodnie przyjdzie czas na uzupełnienie pigmentu i ewentualną poprawkę, która teraz wcale nie wydaje się być konieczna. Kilka dni po zabiegu zalecane jest niemalowanie oczu
nie nadużywanie wody czy płynu do demakijażu, żeby pigment mógł się spokojnie "wchłonąć" oraz żeby nie podrażniać powiek na których nałożone są kreski. Później nie pozostaje już nic innego jak tylko cieszyć się wyrazistością i wrażeniem zawsze zadbanej twarzy:-)
Myślę, że warto również dodać, że jest to całkowicie nieinwazyjne i w 100% bezpieczne. Podczas wykonywanego zabiegu nie ma możliwości uszkodzenia naskórka, igła którą nakładany jest pigment jest stabilna, nie waha się na bok oraz nie przenosi żadnych wibracji, dzięki czemu wykonanie jest w pełni precyzyjne.Co jeszcze bardzo istotne pigmenty na których pracuje salon Kamajo są testowane dermatologicznie, alergiczne i hypoalergiczne. Badania potwierdzają, że nie wykazują żadnych reakcji alergicznych.







Pozdrawiam,
Sabina

sobota, 29 grudnia 2012

Dzień dwieście dwudziesty trzeci

Święta, święta i po świętach :) w sumie dobrze, że trwają tylko te 2,3 dni bo w innym przypadku mogłoby się to źle skończyć ze względu na nieplanowane kg ;) No właśnie i co w święta? tak, było bardzo świątecznie. Była rybka smażona w panierce, ziemniaczki, pierożki, coś na ząb też się znalazło, ale większość potrwa "obiadowych" w takiej postaci miałam pierwszy raz w ustach od maja :) w sumie, jakoś bardzo mnie do nich teraz nawet nie ciągnie, jak zwykle zdecydowanie gorzej ze słodyczami. Do swoich obiadków już się przyzwyczaiłam i w zupełności mi wystarcza to co jem czyli warzywa, kurczak, indyk, jajka robione na wodzie bądź też podsmażane na oliwie z oliwek. Wcale  nie brakuje mi makaronów, ziemniaków w różnych postaciach, ale na szpinak z zasmażką to nie powiem, chętnie bym się skusiła, ten na wodzie niekoniecznie ma zadowalający smak;)
Wczoraj byłam na kolejnym zabiegu kwasami oraz mikrodermabrazji  w salonie Kamajo. Po kuracji którą prowadzę od kilku miesięcy zauważalnie wyrównany jest koloryt twarzy, nie ma już plam czy jakiś dziwnych przebarwień na niej. Po ostatnich zabiegach zaczynam zauważać że blizny z boku twarzy zaczynają się troszkę bardziej uwidaczniać, ale jest to oznaką, że stary naskórek został w dużej mierze usunięty z twarzy. Gdyby nie te boli to praktycznie już wcale nie byłoby widać, że kiedyś miałam tak liczne przebarwienia i niedoskonałości na twarzy. Natomiast na dekolcie efekt jest wręcz piorunujący. Bezpośrednio po nałożeniu kwasu oraz kilka dni później utrzymują się maleńkie czerwone kropeczki, ale potem całkowicie znikają, a wraz z tym skóra robi się bardziej ujednolicona. Głębokie i mocno wybrzuszone blizny oczywiście jeszcze się odznaczają, ale same przebarwienia i te maleńkie niedoskonałości  znikają w mgnieniu oka na twarzy nieco oporniej to szło, ale to widocznie była ona w nieco gorszym stanie. Na kolejną wizytę umówiłam się z Panią Kamilą na oczyszczanie zaskórników, które po usunięciu "starego" naskórka stały się nieco bardziej uwidocznione, ale tym samym bardziej dostępne i nieco łatwiejsze do zniwelowania. Także małymi kroczkami, dochodzimy do całkiem spektakularnych efektów :) Na poniższych zdjęciach widok twarzy z boku, a policzki jak widać już niemal idealnie gładziutkie! W sumie to najprzyjemniejszą formą podczas całego zabiegu jest bez wątpienia masaż twarzy, podczas którego precyzyjnie zostaje wcierany kwas, w celu jednolitego rozprowadzenia go oraz przyśpieszeniu wchłonięcia. Także mało tego, że jest efekt terapeutyczny to do tego jeszcze chwila relaksu i ukojenia przy bardzo spokojnych i delikatnych ruchach dłońmi - bezcenne! :-)



Pozdrawiam,
Sabina

niedziela, 23 grudnia 2012

Dzień dwieście osiemnasty




Z okazji zbliżających się Świąt chciałam złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia, cudownych Świąt Bożego Narodzenia, Rodzinnego ciepła i wielkiej radości, pod żywą choinką zaś dużo prezentów. Świąt dających radość i odpoczynek, oraz nadzieję na Nowy Rok, żeby był jeszcze lepszy niż ten, co właśnie mija.






Pozdrawiam,
Sabina

piątek, 14 grudnia 2012

Dzień dwieście dziewiąty

Oj zima to zdecydowanie kiepski okres na zrzucanie zbędnych kg:) a tu się nie chce, zimno za oknem, ślisko na dworze, każda wymówka jest dobra żeby tylko zostać w domu. Jednak od stycznia lenistwu mówimy zdecydowanie NIE! Sama, pewnie do wiosny bym tak przezimowała wmawiając sobie, że zima nie sprzyja,ale tak to odliczam już czas do rozpoczęcia kolejnego programu:)
Wczoraj byłam też  na kolejnym zabiegu kwasów na twarz w salonie Kamajo. Musiałabym się powtórzyć pisząc że cera zrobiła się o niebo ładniejsza niż kilka miesięcy temu. Teraz jednak widzę, że efekty są zadziwiające,jednak najlepiej jest sprawdzić to na sobie:) Pani Kamila zaproponowała mi również zabieg na "meszek" nad ustami zwany inaczej też "wąsikiem" zawsze byłam przekonana, że tak musi być i to takie naturalne, że są jakieś maleńkie włoski w tej okolicy. Na zalegające włoski został nałożony ciepły wosk,potem specjalny plaster i jednym szybkim ruchem, razem z cebulkami włoski poszły w niepamięć:) Pani Kamila w umiejętny sposób zainteresowała mnie rozmową, że nawet nie zorientowałam się kiedy było po wszystkim i faktycznie zdecydowanie bardziej estetycznie to wygląda, kiedy te włoski są usunięte. Co najważniejsze to szybki i nieinwazyjny sposób na pozbycie się zbędnych włosków.



Pozdrawiam,
Sabina

wtorek, 4 grudnia 2012

Dzień sto dziewięćdziesiąty dziewiąty

Mija dzień za dniem a ja dalej stoję w miejscu. Nie potrafię sama zmotywować się do dalszego działania. Niby ćwiczę, ale znacznie mniej niż na początku. Tu pogoda nie taka,a to strój w praniu, a już za późno. Wymówek od a do z, a jak wiadomo jeśli bym się zaparła to choćby i o 20 czy 21 dotrzeć żeby poćwiczyć mogłabym tylko że o tej porze już najzwyczajniej w świecie mi się nie chce.
W zeszłym tygodniu byłam również na kolejnym zabiegu mikrodermabrazji oraz kwasów na twarz i dekolot w salonie Kamajo. Cały tydzień twarz dość mocno się łuszczyła, była przesuszona, ale teraz z dnia na dzień buzia jest coraz to bardziej gładka co niezmiernie mnie cieszy. Blizny są spłycone, zwłaszcza po prawej stronie twarzy gdzie były bardzo głębokie. Dekolt pozostał neutralny, nie pojawiło się łuszczenie,ale wizualnie można już dostrzec że jest mniej charakterystycznych zaczerwienień. Na dekolt to dopiero drugi zabieg, ale w okolicach gdzie były najmniejsze zbliznowacenia skóra jest prawie całkowicie już wygładzona. Przy tych głębszych zmianach wiadomo, że potrzebne jest zdecydowanie więcej zabiegów, aby efekt zaczął być dostrzegalny gołym okiem, ale małymi kroczkami mam nadzieję, że i to uda się osiągnąć :-)


Pozdrawiam,
Sabina

poniedziałek, 26 listopada 2012

Dzień sto dziewięćdziesiąty pierwszy


Upsss... chyba wkradła się rutyna. No tak przychodzę zrobię co mam zrobić i wychodzę. Z tym że bez specjalnego wkładu własnego, a już nie mówiąc o jakimś większym wysiłku, a przecież chyba nie o to chodzi. Także czas na zmiany. Cały czas sobie tłumacze, że nie mam czasu, że ciągle w takim biegu, ale chyba jednak to nie w tym problem. Ciężko jest mi się zmobilizować. Ruszyć z miejsca do przodu. Od blisko miesiąca obiecuję sobie że zacznę rano chodzić na siłownie poćwiczyć Jest pusto, mało ludzi, spokojnie. Nawet budzik codziennie dzwoni mi o 7 żebym przed 8 mogła być już w Fit Your Life, potem szybki prysznic i na 9.40 do pracy. Tylko co z tego że dzwoni, skoro nacisnę drzemkę i kładę się dalej. Tym samym ani nie ćwiczę ani się nie wysypiam. Godziny w budziku nie zmieniam bo przecież „od jutra” już pójdę ;) Tak, właśnie najciężej walczy się z samym sobą. Coś muszę zmienić, zacznę od treningu. Z długiego leniwego zmienię na krótki, ale intensywny. Zobaczymy jak mi to wyjdzie.
Od ostatniego wpisu obiecałam sobie, że będę częściej tu zaglądać, bo przecież kiedyś mocniej mnie to motywowało, ale no właśnie jakoś chyba mi się nie chciało choć najchętniej zwaliłabym to znów na brak czasu.
Po ostatnich zabiegach kwasów w Kamajo zauważyłam chyba największą różnicę jak do tej pory. Pierwsze dwa zabiegi, które miałam zrobione jakiś tam czas temu przyniosły efekt wizualny, twarz była wygładzona i czystsza. Teraz po tym ostatnim przez pierwszy tydzień cera była nieco inna niż zwykle, jakby miała nałożoną na siebie jakąś „suchą maskę”, ale od kilku dni zrobiła się gładziutka, a co najważniejsze blizny mocno się spłyciły. Kwas który był zastosowany był dość mocny, odczucia przy nakładaniu nie koniecznie przyjemne, ale warto było bo efekt spektakularny. Gdybym nie zobaczyła tego u siebie to oczywiście bym nie uwierzyła, że tak się da. Dekolt na pierwszy zabieg w sumie jakoś specjalnie nie zareagował także nie pozostaje nic innego jak oczekiwać na dalsze efekty kolejnych zabiegów :)



Pozdrawiam,
Sabina

poniedziałek, 12 listopada 2012

Dzień sto siedemdziesiąty siódmy

Co nowego? waga wybija 90 kg. Niby niewielka zmiana,praktycznie nikła,ale najważniejsze,że nie poszło w górę. Ciężko jest motywować się samemu,jak kończył się program przypuszczałam,że będzie nieco lżej. Przydałaby się znów jakaś osoba która stałaby nade mną i ustalała co i jak mam robić. Niby już to wiem, ale jednak to nie to samo co opieka trenera. Ćwiczę, aktywności fizycznej w życiu codziennym mi nie brakuje, ale potrzebny jest mi porządny wycisk którego sama nie potrafię sobie zafundować. No i tu bez wątpienia lenistwo jest głównym czynnikiem wpływającym na to.
Efekt zrzucenia zbędnych kg udaje mi się utrzymać,ale ciężko jest mobilizować się do tracenia kolejnych kg, to jeśli chodzi o przemianę fizyczną ciała. Jednak dzięki temu, że wzięłam udział w programie bardziej zaczęłam również zwracać uwagę na efekt wizualny. Zawsze wychodziłam z założenia, że blizny potrądzikowe które mam na twarzy muszą na niej być i że nic się nie da z tym zrobić. Dwa zabiegi kwasami, które były wykonane w Kamajo pokazały, że jest możliwość spłycenia ich i zmniejszenia. Pociągnęły one za sobą nieodpartą chęć kontynuacji tego, bo jeśli po zaledwie już dwóch zabiegach było widać rezultaty, to jeśli jeszcze kilka do tego dorzucę to stan końcowy będzie na pewno efektem prawie idealnie wygładzonej twarzy, co kiedyś mogło być tylko marzeniem. Przez wiele lat byłam przyzwyczajona do blizn  i w zasadzie to było takie naturalne, że one tam są, wychodziłam z założenia, że nie da się  z tym nic zrobić i tak być po prostu musi. Począwszy od dziś postanowiłam rozpocząć dalszy proces zmniejszania ich. Dziś Pani Kamilaz salonu Kamajo zaproponowała mi 40% kwas pirogronowy o działaniu złuszczającym. Przed tym jednak wykonała mikrodermabrazję. W trakcie trwania nakładania kwasu odczucia niezbyt przyjemne, był dość odczuwalny na twarzy, pojawiło się też lekkie zaczerwienienie, ale po upływie pół godziny całkowicie ustąpiło. Teraz twarz jest bardzo delikatna w dotyku, na dniach może zacząć się łuszczyć, co bez wątpienia będzie pozytywnym aspektem, ze względu na pozbycie się zrogowaciałego naskórka. Efekt widoczny gołym okiem pojawi się pewnie dopiero za jakiś tydzień, zresztą tak też było podczas ostatniego zabiegu. Kwasy nałożyłam również na okolice dekoltu gdzie znajdują się liczne przebarwienia, blizny, zmiany potrądzikowe. Mam nadzieję, że efekt będzie równie spektakularny jak i w przypadku twarzy. Na dekolt Pani Kamila rozpoczęła kurację od kwasu Azelac + 13 % kwasu salicylowego dzięki czemu ma działanie przeciwzapalne oraz przeciwbakteryjnie. O efektach oczywiście na bieżąco będę informować na blogu w formie pisemnej jak i zdjęciowej ;)




Pozdrawiam,
Sabina






czwartek, 25 października 2012

Dzień sto szcześćdziesiąty pierwszy

Oficjalnie program został zakończony,tak tylko oficjalnie. Dla mnie cały czas trwa. Zmieniłam swój styl życia, złe nawyki żywieniowe. Staram się nie jeść wieczorami mniej więcej po 18 choć jak czasem mi się  zdarzy jak cały dzień nie mam czasu na to, aby zjeść to potem wieczorem nadrobię podwójnie, co oczywiście źle wpływa raz na samopoczucie - pojawia się okropne odczucie zapchania co wieczorem nie jest wskazane, a dwa szarpią wyrzuty sumienia, choć to akurat zdrowy objaw ;-) stąd zalecane 5 mniejszych posiłków dziennie, dzięki temu po powrocie do domu ciepła kawka czy woda w zupełności wystarcza i nie mam odczucia, że muszę coś zjeść.
Co bardzo mnie cieszy nauczyłam się żyć bez dodatku soli do potraw, cukru, makaronów, ziemniaków, ryżu, kaszy białego pysznego chrupiącego pieczywa,sera żółtego czy smażonego kurczaka. Jasne, że czasem pojawia się ochota na coś niedozwolonego, ale walczę z tym, bo jeśli raz się ugnę zacznę robić to za każdym razem,a wtedy waga pójdzie w górę.
Najciężej jednak poradzić sobie z nieodpartą chęcią na coś słodkiego i czasem aż organizm woła by coś wrzucić, jak sobie radzę z tym? zawsze mam gorzką czekoladę która w takim momencie smakuje wręcz rewelacyjnie :-)
Alkohol? - tak przez 3 miesiące trwania programu ani kropelki nie miałam w ustach. We wrześniu jednak spędziłam wszystkie weekendy w Krakowie i nie oparłam się wypiciu piwa z sokiem na pięknym Krakowskim Rynku. Oczywiście w bardzo racjonalnych ilościach. Poza tym nie piłam od końca maja i jakoś nawet specjalnie mi tego nie brakuje, przynajmniej kierowca zawsze pewnie i bezpiecznie wraca do
domu - w końcu trzeba doszukiwać się samych plusów danej sytuacji :)
Co jeszcze udało mi się wychwycić? wchodząc pod schody nie czuję zadyszki tak jak kiedyś po zaledwie kilki pierwszych piętrach, wysiłek fizyczny sprawia mi przyjemność - choć czuję się zmęczona po treningu, ale jest to bardzo pozytywny stan. Ze względu na co tygodniowe zjazdy na uczelni nie chodzę w weekendy już na treningi, na tygodniu na siłowni czy fitnessach jestem zazwyczaj cztery razy, a w piątki do grafiku dnia w ramach regeneracji dorzuciłam naukę salsy - czas najwyższy nauczyć się wyczucia rytmu, bo czasem patrząc na mnie z boku można mieć wrażenie że słoń na ucho mi nadepnął ;-)

Ostatnia sesja zdjęciowa sumuje moją ciężką pracę nad sobą, nie było lekko ale ja jestem bardzo zadowolona z efektów. Raz to efekty wizualne które zostały zmienione o 180 stopni przez 3 miesiące a w ostatnim czasie przypieczętowała to fryzura którą Pani Aldona z Kamajo odpowiednio dobrała do moich rysów twarzy a dwa to te zdrowotne których może nie widać, ale ich plony zbierać będę w przyszłości.

Wszystkie te działania jakie przez ostatni okres były podejmowane przez organizatorów akcji wprowadziły w moje życie przede wszystkim wdrożenie profilaktyki zdrowotnej pod każdym kątem. Treningi tu chyba wyjaśniać nie trzeba jak istotny jest ruch w życiu człowieka i że regularne wzmacnianie gorsetu mięśniowego jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania.
Dieta jako podstawowy budulec zdrowego stylu życia oraz zabiegi kosmetyczne dzięki którym jakość skóry została w dużym stopniu poprawiona, ujędrniona. Wiele osób słysząc o schudnięciu ponad 20 kg wyobraża sobie wiszące fałdy skóry, czyli pozostałości po tkance tłuszczowej która się w nich mieściła - nic bardziej mylnego Panie z Kamajo w perfekcyjny sposób zadbały o to aby temu zapobiec.
Zresztą ciąg dalszy tego nastąpi, ale o tym już wkrótce.

TAK BYŁO PRZED METAMORFOZĄ :(











Pozdrawiam,
Sabina

środa, 10 października 2012

Dzień sto czterdziesty szósty

Długo mnie tu nie było, jednak jak już ostatnio wspomniałam codzienne obowiązki dość mocno to ograniczają. W zasadzie mogę uznać, że od ostatniego wpisu nic się nie zmieniło dalej prowadzę zdrowy styl życia oraz regularnie ćwiczę. No tak trenuje tylko nie ma już tego tyle ile było podczas trwania programu. Wtedy rano 1h po południu półtorej, gdzie teraz prawie połowę mniej spędzam w Fit Your Life.  W miarę możliwości jak pozwala mi czas staram się dorzucać zajęcia fitness do planu dnia, ale nie każdego dnia mogę sobie na to pozwolić. Zatem czy to że stoję w miejscu oznacza,że odpuściłam sobie?-nie, po prostu muszę znów spędzać na ćwiczeniach ponad dwie godziny dziennie żeby zacząć zauważać efekty.Organizm totalnie przyzwyczaił się do tego rytmu i na tą porcję ruchu jaka na co dzień jest dostarczana już w ogóle nie reaguje. Choć fakt faktem szczerze powiem, że bardzo ciężko będzie przeskoczyć poprzeczkę jaka jest postawiona,ale grunt to się nie poddawać:-)
Dziś odbyła się sesja zdjęciowa sumująca ostatnie miesiące zmagań i w tym miejscu bardzo bym chciała podziękować organizatorom akcji Metamorfozy 2012 bez których mój sukces nie byłby realny. Jak wielu z nas wie, samemu jest się bardzo ciężko zmobilizować do działania, ja miałam ogromne wsparcie na co dzień przede wszystkim w Fit Your Life w opiece trenera który każdego dnia mocno mobilizował do ciężkiej pracy nad sobą, bez Jego wsparcia efekty byłby na pewno zdecydowanie słabsze. Natur House który w każdym tygodniu bacznie przeliczał każde spalone 100g tłuszczu oraz salon Kamajo bez którego akcja by się nie odbyła. Ogromną role odegrały tu również osoby które mocno trzymały kciuki i cały czas z tygodnia na tydzień kibicowały za co serdecznie wszystkim dziękuje. Blog oczywiście w dalszym ciągu będzie funkcjonował, jak od pewnego czasu można było zauważyć zjawiam się tu nieco rzadziej niż na samym początku, ale raz na jakiś czas na pewno będę się pojawiać.


Pozdrawiam ciepło,
Sabina

czwartek, 27 września 2012

Sto trzydziesty trzeci

Długo mnie tu nie było, ale nadmiar obowiązków w ostatnim czasie sprawił, że ciężko było znaleźć czas. Stan obecny 92 kg czyli powolutku schodzę dalej w dół. W dalszym ciągu staram się  każdego dnia znaleźć się w Fit Your Life na ćwiczeniach. Jeśli nie jest to i siłownia i zajęcia fitness to chociaż jedno z dwóch w zależności na ile czas wolny pozwala. Rano nie chodzę już na siłownię także tego ruchu jest nieco mniej niż podczas trwania programu. Sukcesem jednak jest fakt, że mogę już teraz powiedzieć, że pozbyłam się już 20 zbędnych kg i malutkimi kroczakami mam w planach pozbywać się kolejnych. Teraz mogę powiedzieć nie to że jestem na diecie,a po prostu zmieniłam styl życia i dobrze mi z tym. Wiele rzeczy mnie kusi, często mi się nie chce iść na siłownię, czasem docieram na nią po całym dniu późnym wieczorem koło godziny 20 ale fakt, że mi się to udaje świadczy o tym, że dalej trzyma mnie ogromna motywacja i bardzo chcę osiągnąć wymarzony cel. Czasem po męczącym dniu zastanawiam się iść czy nie iść, ale wiem że jak raz sobie odpuszczę to zbyt często by mi się to mogło zdarzać, przecież zawsze po całym dniu pracy jest się zmęczonym. Jednak po treningu jest to takie pozytywne zmęczenie, a poza tym jak przychodzi weekend to mam ogromną ilość energii, aż brakuje mi tego wymęczenia organizmu i cierpliwie zawsze muszę czekać do poniedziałku :-) Chęci do działania cały  czas są, tylko czasem muszę walczyć z lenistwem, póki co to mi się to udaje i mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie to tylko coraz łatwiejsze ;-)


Pozdrawiam,
Sabina

sobota, 15 września 2012

Dzień sto dwudziesty pierwszy

Dziś wielki dzień. Długo zbierałam się do tego by podjąć tę niby błahą decyzję. Wyrzuciłam prawie wszystkie ubrania w rozmiarze XXL. Zawsze w trakcie każdego odchudzania i po nim, za duże rzeczy zostawiałam na wypadek jakbym tak przytyła to potem się  przecież przydadzą. To tak jakbym z góry założyła i pogodziła się z tym, że kilka miesięcy później wrócę do punktu wyjścia. Nigdy nie miałam zatem odwagi pozbyć się tych ubrań, bo przecież później z dnia na dzień musiałabym kupić mnóstwo nowych większych rzeczy,a tak zawsze na mnie jakieś tam czekały. Tym razem jednak tak nie będzie, jeśli przyjdzie taki moment że nagle waga pójdzie w górę będę musiała czym prędzej zbić ją w dół, jeśli tego nie zrobię nie będę miała co na siebie włożyć. Jest to kolejny maleńki punkt motywacyjny w dążeniu do osiągnięcia celu. W końcu wszystkie chwyty dozwolone ;-) a ileż to się miejsca nagle zrobiło w szafkach na nowe, mniejsze ubranka :) Dziś też przymierzyłam spodnie które kupiłam podczas ostatniego odchudzania, były prawie dobre czyli brakowało może z 4,5kg do tego by idealnie leżały,  jednak nigdy jeszcze w nich nie wyszłam bo brakło motywacji i waga zaczęła iść  tylko w górę. Teraz brakuje mniej więcej tyle samo by w końcu się w nie wbić i mam nadzieję, że już za jakiś czas będzie to możliwe. W ręce wpadły mi dziś też spodenki z materiału który się nie rozciąga i jak mierzyłam je jakieś trzy tygodnie temu może to nie mogłam się do nich dopiąć a dziś leżą jak szyte na miarę, choć waga od tego czasu praktycznie jest cały czas na tym samym poziomie. Więc mogę wyjść z założenia, że obwody w dalszym ciągu się zmniejszają, a bardziej zaczynają wyrabiać się mięśnie, które swoje też ważą i choć waga tego nie pokazuje, ale te spodenki mówią same za siebie:-) Także dzisiejszy dzień bardzo pozytywnie nastroił mnie na dalsze tygodnia zmagań :)


Pozdrawiam,
Sabina

czwartek, 13 września 2012

Dzień sto dziewiętnasty

W poniedziałek kolejna wizyta w Natur House. Tym razem jedyne 0.2kg i dodatkowo woda skoczyła do góry. Ciężko się walczy jak nie widzi się większych postępów, ale najważniejsze to się nie poddać żeby nie zaprzepaścić tych efektów. Podobno często tak jest w długim procesie odchudzanie, także wierzę na słowo i trzymam się dalej wyznaczonych zasad.
W tym tygodniu jak zwykle ćwiczenia na siłowni dodatkowo latunga oraz zumba dziś. We wtorek  również byłam na nowych zajęciach mental body.Dość mocno pracuje się na nich nad koncentracją dzięki czemu świadomie koordynuje się swoim ciałem.
Teraz traktuje ćwiczenia jak naturalną kolej rzeczy w ciągu dnia, jak każdego dnia trzeba iść do pracy tak oczywiste jest to że po niej trzeba pójść na siłownię. Weszło mi to w nawyk i w weekend czasem aż się źle z tym czuję że nic nie robię i marnuję czas na lenistwo, ale wolny dzień jest niezbędny do prawidłowej regeneracji organizmu. Najbardziej się tego obawiałam, że odpuszczę sobie ruch po zakończeniu programu, ale teraz bez tego nie wyobrażam  sobie dnia, czegoś by w nim brakowało. Choć nie raz jestem bardzo zmęczona i nie zawsze chce mi się na nie iść, ale dzięki temu że się zmobilizuję dobrze się czuje jest to takie pozytywne zmęczenie organizmu. Wtedy chodziłam bo do tego się zobowiązałam, a teraz chodzę bo chce, w końcu robię to dla siebie :-)


Pozdrawiam,
Sabina

piątek, 7 września 2012

Dzień sto trzynasty

Walkę z lenistwem można uznać za rozpoczętą. W zasadzie teraz czasem pojawia się myśl, a może zamiast po pracy pójść poćwiczyć pojadę sobię do domu, a potem ewentualnie pójdę na siłownię gdzie pewnie będąc już w domu nie chciałoby mi się znów specjalnie jechać. Jednak myśl pozostaje tylko myślą i dalej dzielnie każdego dnia zjawiam się na zajęciach i w zasadzie robię to co zwykle. Organizm już chyba dość porządnie przyzwyczaił się do tego co robię i po ostatnim całkiem ładnym zejściu w dół z wagi tym razem stoi mniej więcej na tym samym poziomie. Zwykle w piątki było ważenie w Natur House jednak dzisiejsze niestety z przyczyn niezależnych ode mnie musiałam przełożyć na poniedziałek. W ostatnich dniach w ramach urozmaicenia treningów dorzuciłam poza latungą również zumbę do zajęć uczęszczanych i jestem bardzo mile zaskoczona, wdrażane w zajęcia są również kroki z różnych rodzajów tańców podczas których jest przede wszystkim dobra zabawa i solidna nauka także do tego od nowego tygodnia wybiorę jeszcze jakieś zajęcia wzmacniające i tydzień zorganizowany.
Coś ostatnio znudził mi się już twaróg z jogurtem w pracy na drugie śniadanie, szczerze powiedziawszy zaczął mi już uszami wychodzić więc został zamieniony na serek wiejski z mniejszą zawartością tłuszczu oraz w okolicy obiadowej coś ala leczo czyli warzywa duszone na patelni z dodatkiem kurczaka, do tego zioła i praktycznie wcale nie czuć, że jest to potrwa typowo stosowana pod dietę. Jabłka ostatnio smakują jak kartofle więc przewaga jest teraz kiwi, grapefruitów czasem pojawiają się brzoskwinie czy nektarynki, ale to już ostrożniej z tym ;-)
Kg ewidentnie od pewnego czasu zaczęły schodzić wolniej, ale nie przejmuje się tym najważniejsze, że cały czas jestem w ruch i trzymam się codziennych treningów plus dieta więc myślę, że zdrowo będą schodzić w dół  tak jak powinny, grunt to pozytywne nastawienie, to już podobno połowa sukcesu :-)
Pozdrawiam,
Sabina

poniedziałek, 3 września 2012

Dzień sto dziewiąty

No i przyszedł wrzesień. Pora gdzie sama rozpoczynam walkę z własnymi słabościami. Mam ogromną nadzieję, że za kolejnych sto dni będę miała ponownie się czym pochwalić. Wspólnie z organizatorami akcji udało nam się odwalić kawał dobrej roboty. Przeglądając zdjęcia sprzed kilku miesięcy zachwycające jest to, że są to fotografie które były zrobione praktycznie 20 kg temu - to cieszy :-)
 No tak wiele osób dopytuje co dalej... jest dieta której się trzymam, podpisałam umowę z Fit Your Life na roczny pakiet wejść bez żadnych ograniczeń na siłownię i wszelkiego rodzaju zajęcia fitness. Raz, że jest to dość atrakcyjna oferta no i co najważniejsze, nawet jeśli nie będzie mi się chciało chodzić po pewnym okresie fakt, że mam to wykupione będzie motywował do wykorzystania i mobilizował do dalszego działania. Wszelkie chwyty dozwolone więc na wszelki wypadek leniwego okresu jaki kiedyś może się zjawić umowa roczna jest najlepszym rozwiązaniem :-) Dziś trening rozpoczęłam od siłowni 30 minut orbitreka i 30 minut bieżni, brzuch i na dobicie zajęcia z latungi które zawsze dodają pozytywnej energii i pojawia się chęć na jeszcze więcej. Jeśli chodzi o jadłospis to w dalszym ciągu dzień podobny do dnia. Rano dwie kanapki ciemnego chleba z wędliną plus biała kawa do tego. Później nektaryna i biały ser z dodatkiem odtłuszczonego jogurtu smakowego. Na obiad zupa porowa z cebulą, brokułem i kurczakiem. Później znów twaróg z jogurtem i jajko z tuńczykiem na kolację. W dalszym ciągu jestem na fiolkach przyśpieszających spalanie z Natur House oraz fibrokach z odpowiednią, dzienną dawką błonnika. Miałam przerwę całą sobotę i niedzielę od treningu i dziś jakbym skrzydeł dostała. Także po wolnym weekendzie pełna regeneracja organizmu i cały czas utrzymujące się świetne samopoczucie :)


Pozdrawiam,
Sabina

sobota, 1 września 2012

Dzień sto siódmy

Wczoraj kolejne ważenie w Natur House. Ja przez ostatni tydzień skrupulatnie każdego dnia rano i wieczorem sprawdzałam swoją wagę, także cały czas miałam nad tym kontrolę, nie było ani jednego dnia w którym zjadłabym coś po treningu i tym razem waga zeszła w końcu do 92,9kg także w końcu drgnęło porządnie w dół. Jednak chyba już dużymi krokami zbliża się ten okres gdzie kg będą schodzić coraz to wolniej, organizm zdążył się już dość mocno przyzwyczaić do stylu życia jaki prowadzę. Sama po sobie to widzę, że jeśli chce zobaczyć kolejnego dnia rano ileś set z kg mniej na wadze to muszę mocno się przyłożyć i dać sobie duży wycisk na porannym i wieczornym treningu. Jeśli po treningu jestem tylko cała przemoczona, ale bez zmęczenia to rano nie ma się co spodziewać specjalnych efektów na wadze ;-) Jednak ten spodek dość mocno zmotywował mnie do dalszego działania i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Co jeszcze mile mnie zaskoczyło to obwód ramienia rozpoczynałam od 33cm gdzie teraz mam 28cm także spadek rewelacyjny i pas z 121cm na 101cm także całe 20 cm mniej! To sprawia, że chce się jeszcze więcej i pobudza do kolejnych działań.


Pozdrawiam,
Sabina

wtorek, 28 sierpnia 2012

Dzień sto trzeci

Jedyne czego mi brakuje to doby, która trwałaby 48h zamiast 24h to zdecydowanie łatwiej byłoby pogodzić pracę z pozostałymi obowiązkami. Czas leci nieubłaganie a ja nawet nie czuję tego że minęły już ponad trzy miesiące od kiedy rozpoczęłam inny, zdrowy tryb życia. Zdążyłam się do niego przyzwyczaić, choć nie powiem, że pewnych rzeczy nie brakuje. Po takim czasie coraz częściej pojawiają się ciężkie momenty, chwile w których w zasadzie to trzeba walczyć z sobą samym. W ostatnim czasie najbardziej dokuczliwe są wieczory gdzie pojawia się chęć zjedzenia czegoś, w tym tygodniu póki co ani razu się nie złamałam, ale jakoś przez te pierwsze trzy miesiące było to łatwiejsze. Jak wracałam z treningu było to dla mnie oczywiste, że nie mogę nic zjeść, bo przecież nie po to ćwiczyłam żeby za chwilę to nadrobić,a teraz po tym zastoju i skoku na wadze jakoś jest to dla mnie o wiele cięższe, ale walczę. Podobnie jest ze słodyczami, czasem mam już coś w , ale za chwilę pojawia się myśl, że jak raz sobie pozwolę to zacznę częściej to robić i co najgorsze wszystkie efekty pójdą na marne. Także staram się trzymać, ale czuję, że od teraz zaczyna się ta właściwa, chyba najcięższa praca nad sobą, własną wytrzymałością i siłą woli. Motywacja jest dość spora i cały czas sobie powtarzam, że dam radę. W końcu jak udało mi się zrzucić już prawie 20kg to nie zrzucę jeszcze chociaż z 10kg? jasne, że dam radę! Zdaje sobie sprawę z tego, że teraz będzie o wiele ciężej i coraz wolniej będę się ich pozbywać, ale najważniejsze to wytrwać w swoim postanowieniu.
Najbardziej cieszą  i dają ogromną satysfakcje ubrania które jeszcze całkiem niedawno były albo bardzo ciasne albo praktycznie wcale nie potrafiłam się w nie wbić a teraz w wielu pojawia się wręcz luz, co bardzo mnie cieszy. Sił najwięcej jednak dodaje fakt, że wiele osób spotykających mnie po dłuższej przerwie nie widzenia się stwierdza, że widać dość sporą różnicę pomiędzy tym co było jeszcze w maju a co jest teraz. Jednogłośnie większość uznała, że  najwięcej widać po górnej części ciała i co w ostatnim czasie dość mocno się uwydatniło to talia która zawsze była, ale nieco zalana tłuszczykiem :) Biodra też robią się mniejsze, ale nieco oporniej.
Dziś odbył się kolejny zabieg endermologii w salonie Kamajo. Przyglądając się bacznie częścią które były poddane stymulacji w dalszym ciągu mogę stwierdzić, że skóra widocznie, w dużym stopniu została ujędrniona. Największy efekt widzę na pośladkach, udach przód - tył oraz łydkach, które zawsze były miękkie i rozlane a teraz stały się bardziej sprężyste. Po zabiegu wybielania zębów nowy, jaśniejszy uśmiech cieszy się dość sporym zainteresowaniem, różnica jest widoczna gołym okiem i co najistotniejsze nie ma już na szkliwie licznych przebarwień, które nadawały mało estetyczny widok. Także dzień po dniu następują same pozytywne zmiany :-)


Pozdrawiam,
Sabina

piątek, 24 sierpnia 2012

Dzień dziewięćdziesiąty dziewiąty

Poranek rozpoczęty od treningu w Fit Your Life. Teraz praktycznie po każdych zajęciach wychodzę a ze mnie się leje, jeśli tego nie czuję(a baaardzo rzadko kiedy tak jest) to pewnie się obijałam. Dziś z rana kolejna wizyta w Natur House, z ostatniego skoku na wadze udało mi się pozbyć na przekroju ostatniego tygodnia 1 kg i do tego woda znów lekko skoczyła do góry. Grunt to pozytywne myślenie, więc się nie poddaje i następny tydzień pewnie będzie zdecydowanie lepszy od poprzedniego.
Otrzymałam również fiolki na spalanie z l karnityną, jakiś czas temu były już one wdrożone i nawet fajnie wtedy kg spadały w dół. Postanowiłam, że do każdego posiłku zjedzonego w domu(a na tygodniu  to zazwyczaj tylko śniadanie ewentualnie czasem kolacja) regularnie będę znów wrzucać fibroki, przynajmniej odczucie głodu będzie zdecydowanie mniejsze. Jutro i w niedzielę mam w planach zrobić dwa dni diety uderzeniowej czyli na śniadanie dwie kanapki z twarożkiem plus kawka biała. Na drugie owoc z kefirkiem bądź jogurtem naturalnym. Na obiad podsmażone pieczarki z cebulką o czosnkiem, do tego do wyboru jakieś białe mięso drobiowe. Podwieczorek dwa owoce i na kolacje ryba bądź jajko w dowolnej formie z dodatkiem kremu z pieczarek czyli zmiksowanego obiadu:-)
Jeśli chodzi o treningi to w zasadzie są bez zmienne jedynie intensywność z tygodnia na tydzień jest coraz większa, kondycyjnie bez porównania z tym jak było podczas rozpoczęcia udziału w programie a myślę że w miarę upływu czasu będzie coraz to lepiej.
Jeszcze tylko jutro poranny trening i znów kolejny weekend czyli czas odpoczynku i regeneracji organizmu po całym tygodniu :-)



Pozdrawiam,
Sabina

wtorek, 21 sierpnia 2012

Dzień dziewięćdziesiąty szósty

Dni lecą i kg również w dół co bardzo mnie cieszy. Ostatnie treningi są dość intensywne i od poniedziałku wróciłam na pojemniczki z jedzeniem na cały dzień do pracy. Zazwyczaj wrzucam do nich pokrojone pomidory z bazylią bo sezon ogródkowych ogórków niestety się zakończył. Twaróg zmieszany z jednym małym jogurtem smakowym 0% no i coś na obiad zazwyczaj jest to jakaś zupa z warzywami i pokrojonym kurczakiem albo ewentualnie jakiś mix warzywny z patelni z dodatkiem podsmażonej piersi z kurczaka. Zdarza się też lekki serek wiejski no i już chyba tradycyjnie kefirki oraz owoce. Dziś i jutro również dzień diety uderzeniowej także na śniadanie w sumie jak zwykle dwie kanapki ciemnego chleba z wędliną, kawa biała do tego, drugie śniadanie kefirek plus jabłko na obiad zupa krem z zielonego ogórka z udkiem. Podwieczorek owoce i w ramach kolacji jajecznica na pomidorach oczywiście zimna spakowana w pojemniczki i zjedzona gdzieś pomiędzy pracą, a pozostałymi obowiązkami, niestety w biegu.
Większość dni w zasadzie wyglądają bardzo podobnie do tych na początku, każdy zaczyna się od suplementów diety Natur House, potem poranny trening, praca i co jakiś czas wizyty w salonie Kamajo na zabiegach. Jedyne co bardzo staje się odczuwalne to stosunkowo późne wracanie do domu po całym dniu i to poranne wstawanie... czasem najchętniej nie wychodziłabym z rana w ogóle z łóżka, ale po czwartej drzemce która dzwoni wiem, że to już ostatnia chwila by zdążyć i się ze wszystkim wyrobić na czas, więc zwlekam się i na ostatni dzwonek jestem gotowa do wyjścia. Także każdy weekend jest błogim okresem bo przede wszystkim mogę odespać cały tydzień. Pocieszające jest to, że  juz jutro półmetek tygodnia więc potem jeszcze tylko czwartek, piątek i znów weekend, także jakoś przeleci :-)


Pozdrawiam,
Sabina